Zrobiliśmy to sami. Kulisy rebrandingu mbridge

Jak wygląda rebranding agencji marketingowej… w samej agencji marketingowej? Jesteśmy po wewnętrznej premierze, torcie i firmowym merchu w odświeżonej odsłonie, a dziś możemy oficjalnie pochwalić się światu naszą nową identyfikacją. Jak dokładnie wyglądała ta droga?

Próbowaliśmy zlecić rebranding na zewnątrz, jednak po kilku próbach zadaliśmy sobie pytanie: kto najlepiej zna zespół i kulturę naszej agencji od środka? Dopiero kiedy zdecydowaliśmy się zrobić to sami, angażując osoby z mbridge, wszystko zaczęło nabierać właściwej formy. Jak wyglądał cały ten proces? Poznaj nową odsłonę naszej agencji – już nie MBridge, a mbridge.

Dlaczego w ogóle rebranding?

Rebranding nie był dla nas tylko zmianą logo i key visuala. Był wyrażeniem kierunku, w którym agencja już od dawna podążała i chcieliśmy klarownie to komunikować również językiem wizualnym.

Wiedzieliśmy jednak, że nasze materiały nie do końca nadążają za tym, kim dziś jesteśmy. Zaczęło się więc od potrzeby – choć przez pewien czas była ona rozproszona i trudna do uchwycenia.

Dwa lata temu zdecydowaliśmy się uruchomić proces zmian. Rozmawialiśmy z dużymi agencjami brandingowymi i doświadczonymi freelancerami, jednak próby przeprowadzenia rebrandingu w ten sposób kończyły się koncepcjami, które nie do końca rezonowały z całym zespołem. Nie przez brak kompetencji, bo te były na najwyższym poziomie, ale dlatego, że marka własna wymaga perspektywy z wnętrza organizacji. Takiej, która jasno określa kim jesteśmy, do kogo mówimy i co chcemy komunikować. Takiej, na której podstawie da się projektować identyfikację. I my byliśmy na początku tej drogi.

Dwa lata temu zdecydowaliśmy się uruchomić proces zmian. Rozmawialiśmy z dużymi agencjami brandingowymi i doświadczonymi freelancerami, jednak próby przeprowadzenia rebrandingu w ten sposób kończyły się koncepcjami, które nie do końca rezonowały z całym zespołem. Nie przez brak kompetencji, bo te były na najwyższym poziomie, ale dlatego, że marka własna wymaga perspektywy z wnętrza organizacji. Takiej, która jasno określa kim jesteśmy, do kogo mówimy i co chcemy komunikować. Takiej, na której podstawie da się projektować identyfikację. I my byliśmy na początku tej drogi.

Czuliśmy, że potrzebujemy poszerzyć nasz zespół o kogoś, kto rozbuduje naszą komunikację, zaopiekuje część realizowanych projektów oraz – po zmianie obszarów odpowiedzialności już w większym składzie – sprawi, że wygenerujemy przestrzeń, aby uruchomić proces rebrandingu. W ten sposób, w roli Brand Communication Strategist, dołączyła do nas Weronika Harzyńska. Dołączenie Weroniki do zespołu stało się punktem zapalnym, po którym wybuchły pomysły, padły trudne pytania i pojawiły się pierwsze koncepcje. Na pokładzie mieliśmy więc kompletny zespół, który mógł rozpocząć proces wewnętrznie.

Kto stoi za rebrandingiem?

Weronika Harzyńska

Brand Communication Strategist z doświadczeniem w tworzeniu marek. To właśnie Weronika przeprowadziła warsztaty dotyczące komunikacji, stworzyła od podstaw big idea naszego brandingu oraz projektowała key visuale, nowe materiały sprzedażowe mbridge, założenia strony oraz komunikację dotyczącą premiery wewnętrznej i zewnętrznej.

Paulina Peryt-Włudarska

Graphic Designerka w mbridge, która była zaangażowana proces kreatywny od samego początku oraz realizowała szereg assetów w nowej identyfikacji do wykorzystywania przez zespół wewnątrz i na zewnątrz. Po stronie Pauli znajdowały się m.in. visuale do kanałów, w których jesteśmy obecni, raporty w narzędziach analitycznych i materiały drukowane.

Paulina Peryt-Włudarska

Graphic Designerka w mbridge, która była zaangażowana proces kreatywny od samego początku oraz realizowała szereg assetów w nowej identyfikacji do wykorzystywania przez zespół wewnątrz i na zewnątrz. Po stronie Pauli znajdowały się m.in. visuale do kanałów, w których jesteśmy obecni, raporty w narzędziach analitycznych i materiały drukowane.

Aleksandra Ziemba

Marketing Specialist, która w mbridge pracuje od 3 lat i świetnie rozumie kulturę pracy w naszej agencji. Ola na etapie warsztatów konsultowała i określała naszą wizję agencji oraz funkcjonalność nowego systemu, a podczas pracy wdrożeniowej objęła rolę PMki na wybranych projektach i działała operacyjnie m.in. nad merchem, drukiem i zmianami dotyczącymi strony.

Mateusz Kwiatkowski

Manager działu Marketingu związany z mbridge od 8 lat. W projekcie rebrandingu konsultował koncepcje pod kątem biznesu i strategii firmy, zarządzał całościowo procesem, priorytetami i komunikacją wewnętrzną na temat rebrandingu, a także wspierał działania operacyjne w zakresie materiałów sprzedażowych, ofert, strony i komunikacji do rynku.

Mateusz Kwiatkowski

Manager działu Marketingu związany z mbridge od 8 lat. W projekcie rebrandingu konsultował koncepcje pod kątem biznesu i strategii firmy, zarządzał całościowo procesem, priorytetami i komunikacją wewnętrzną na temat rebrandingu, a także wspierał działania operacyjne w zakresie materiałów sprzedażowych, ofert, strony i komunikacji do rynku.

Główne założenia

Ewolucja, nie zmiana na siłę

Marka miała zachować swój charakter, ale lepiej odzwierciedlać kierunek, w którym realnie się rozwijamy: strategiczne podejście, eksperckie kompetencje, partnerski ton.

System, nie tylko wygląd

Nowy branding miał uporządkować materiały, narzędzia i sposób komunikacji – od slajdów i dokumentów po posty w social mediach. Zależało nam na tym, by ułatwiał pracę wszystkim działom, a nie tylko „ładnie wyglądał”.

Łatwość użycia przez Zespół

Branding miał działać codziennie, nie tylko od święta. Chcieliśmy, żeby każda osoba w firmie mogła z niego korzystać swobodnie, bez zbędnych instrukcji.

Elastyczność przy projektowaniu w przyszłości

System miał być otwarty, skalowalny i gotowy na rozwój – od prostych postów po duże kampanie czy materiały edukacyjne.

Od warsztatu do wdrożenia

Proces rebrandingu trwał dokładnie 9 miesięcy – od pierwszego warsztatu do oficjalnej premiery. Oto, jak to wyglądał krok po kroku:

1. Warsztat zero

Całość działań rozpoczęła  się od warsztatu zespołu Marketingu mbridge. Bazując na konkretnych narzędziach zaproponowanych przez Weronikę, rozmawialiśmy o tym, jak postrzegamy markę dziś, co chcemy komunikować, jakie wartości są dla nas najważniejsze i co przeszkadza nam w obecnej identyfikacji. Z tych rozmów wyłoniła się wspólna potrzeba: stworzenia brandingu, który nie będzie rewolucją, ale nowoczesną kontynuacją – świeżą, uporządkowaną i prawdziwą.

To właśnie wtedy padły słowa, które wracały przez cały proces:

„Nie potrzebujemy wielkiej zmiany.

Potrzebujemy tej właściwej.”

2. Pierwsza propozycja

Powstały dwie koncepcje rebrandingu stworzone w oparciu o wspólne założenia: nowoczesność, dużą elastyczność w projektowaniu i używaniu kolejnych materiałów oraz spójność z naszą kulturą pracy. 

Obie koncepcje zawierały nowy logotyp (mbridge zapisane małą literą), a także propozycje palety kolorów, typografii, layoutów oraz języka komunikacji. Różniły się detalami – siłą kontrastów, formą key visuala, ułożeniem fontów, ale wyraźnie czuć było wspólny fundament. To właśnie dzięki wcześniejszemu warsztatowi całość była spójna i nie wymagała daleko idących korekt kierunku.

3. Dopracowanie koncepcji

W zespole Marketingu wspólnie wskazaliśmy jedną z propozycji jako bazę finalnego brandu – nie dlatego, że była bardziej efektowna, ale dlatego, że najbardziej oddawała charakter mbridge i spełniała nasze założenia. Mieliśmy poczucie, że to „ta” wersja, z którą chcemy się identyfikować i którą jesteśmy w stanie stosować w praktyce.

Na tym etapie nie wprowadzaliśmy rewolucyjnych zmian – raczej doprecyzowaliśmy detale:

  • kształt sygnetu
  • finalne zestawy kolorów i proporcje między nimi,
  • zasady użycia typografii.
  • koncepcja do pokazania naszemu CEO.

4. Prezentacja i zielone światło

Do tej pory pracowaliśmy wewnętrznie w dziale Marketingu. Kiedy finalna koncepcja była już dopracowana, przyszedł czas na pokazanie jej CEO. Spotkanie miało formę warsztatu – z prezentacją kierunków, wyjaśnieniem założeń i przestrzenią na pytania oraz konstruktywną dyskusję. Kluczowe było to, że nie prezentowaliśmy „ładnych obrazków”, ale przemyślany, spójny system oparty na strategii – taki, który działa w praktyce i wynika z realnych potrzeb firmy.

Maciej Brożonowicz – CEO naszej agencji – zaakceptował projekt bez żadnych poprawek. To była dla zespołu ważna wiadomość, a także duży dowód zaufania wobec tego, co realizujemy. Taka decyzja nie zostałaby podjęta, gdyby proces nie był dobrze przeprowadzony od podstaw: z zaangażowaniem naszego teamu, zrozumieniem wartości marki i podejściem, które opierało się nie tylko na designie, ale przede wszystkim na funkcjonalności nowej identyfikacji.

5. Premiera, merch i pierwsze efekty

Od początku wiedzieliśmy, że dla zespołu ten moment będzie ważny. Wiele osób pracuje w mbridge od lat, identyfikuje się z firmą i wkłada w nią serce – dlatego zależało nam, by poczuli, że są nie tylko odbiorcami tej zmiany, ale jej realną częścią. Zdecydowaliśmy, że zanim pokażemy nowy branding światu, zrobimy wewnętrzną premierę zgodnie z zasadą: „nic o nas bez nas”.

Dzień premiery zamieniliśmy w święto. Był tort, pakiety z merchem i wizualne wdrożenie w naszą nową identyfikację. Wewnętrzne launch party było raczej celebracją pracy zespołowej niż pokazem gotowego produktu.

Powstała prezentacja, zaprojektowaliśmy wewnętrzne gadżety. Nie chcieliśmy kolejnego zestawu „firmowych rzeczy, które odkłada się na półkę”. Zależało nam na jakości i użyteczności. Postawiliśmy na bluzy bez wielkich logotypów, ale z haftowanym detalem, które chce się nosić. Do tego solidne kubki, notesy, długopisy, stickery i torby ze swobodnym cytatem.

Zależało nam, żeby każdy dostał coś, co jest trochę „nasze”, trochę „jego/jej” – i bardzo mbridge. 

6. Przygotowanie do oficjalnej premiery

Podczas wewnętrznej premiery pokazaliśmy nadrzędne założenia naszej identyfikacji, ale rebranding to nie tylko nowe logo. To dziesiątki decyzji, setki plików i konieczność właściwego zaplanowania procesu, który uwzględnia potrzeby i decyzyjność osób pracujących w naszej agencji. Konieczne było właściwe ułożenie priorytetów i osadzenie ich w czasie.

Pod uwagę wzięliśmy:

  • Zapotrzebowanie całej agencji na nowe materiały – prezentacje, slajdy, dokumenty online i offline w podziale na materiały działowe i personalne.
  • Analizę materiałów w starym brandingu pod kątem wyglądu, treści, ale też możliwości edycji (np. brak otwartych plików).
  • Odmienność pracy i sposobu wykorzystywania podobnych materiałów (np. Google Sheets) przez różne działy.
  • Możliwości narzędzi, z których na co dzień korzystamy i ewentualne wdrożenie nowych rozwiązań.
  • Wizualne assety wykorzystywane w komunikacji zewnętrznej od dnia premiery – raporty dla Klientów, oferty i personalizowane pliki.
  • Szablony slajdów i dokumentacji firmowej do wykorzystywania samodzielnie przez nasz zespół tak, aby zachować spójność, a jednocześnie maksymalnie uprościć codzienną pracę.
  • Stronę naszej agencji, która wymagała wdrożenia layoutu zgodnego z nowym brandingiem.
  • Język wizualny w różnych touch pointach online – reklamach display, animacjach, naszej komunikacji w social media i wizytówce w Profilu Firmy Google.
  • Materiały drukowane i obrandowanie naszego biurowca.
  • Odświeżenie zdjęć naszego zespołu.

To właśnie takie materiały, jak prezentacje, dokumenty, raporty i audyty jako pierwsze zyskały nową formę – przejrzystą, uporządkowaną, zgodną z brandingiem, ale także realiami pracy zespołów. Stronę zaktualizowaliśmy wizualnie, ale nie wymagała dużej przebudowy – ponieważ nowy key visual był rozwinięciem dotychczasowej estetyki, a nie jej totalną zmianą.

Robienie rebrandingu w miejscu, do którego dopiero dołączyłaś, to specyficzne doświadczenie. Jeszcze nie znasz wszystkich ludzi, jeszcze nie wiesz, jak wyglądają procesy, a już masz pomóc zmienić tożsamość wizualną firmy. I jeszcze zrobić to tak, żeby nikogo nie wystraszyć. Nie zostałam zatrudniona do rebrandingu. Ale bardzo szybko zorientowałam się, że temat po prostu… wisi w powietrzu. Mówiło się o nim od lat. Próbowano. Wracano. I za każdym razem coś nie stykało – albo zewnętrzna agencja nie łapała kontekstu, albo wewnętrznie brakowało osoby, która ma czas się tego podjąć. Zanim więc zaczęłam cokolwiek projektować, grzebałam w starych prezentacjach. Czytałam, co wcześniej powstało. Pytałam ludzi, jak pracują. Co ich irytuje. Czego im brakuje. Branding to nie był mój „główny projekt”. Ale stał się nim, kiedy zobaczyłam, jak bardzo jest potrzebny. Nie wiem, czy byłby dziś używany, gdybyśmy robili go tylko dla efektu wow. Udało się, bo od początku był nasz – zrobiony razem i z myślą o codziennej pracy. Bo jak coś robisz wspólnie z ludźmi, a nie tylko „dla nich” – to naprawdę może się udać.

Robienie rebrandingu w miejscu, do którego dopiero dołączyłaś, to specyficzne doświadczenie. Jeszcze nie znasz wszystkich ludzi, jeszcze nie wiesz, jak wyglądają procesy, a już masz pomóc zmienić tożsamość wizualną firmy. I jeszcze zrobić to tak, żeby nikogo nie wystraszyć. Nie zostałam zatrudniona do rebrandingu. Ale bardzo szybko zorientowałam się, że temat po prostu… wisi w powietrzu. Mówiło się o nim od lat. Próbowano. Wracano. I za każdym razem coś nie stykało – albo zewnętrzna agencja nie łapała kontekstu, albo wewnętrznie brakowało osoby, która ma czas się tego podjąć. Zanim więc zaczęłam cokolwiek projektować, grzebałam w starych prezentacjach. Czytałam, co wcześniej powstało. Pytałam ludzi, jak pracują. Co ich irytuje. Czego im brakuje. Branding to nie był mój „główny projekt”. Ale stał się nim, kiedy zobaczyłam, jak bardzo jest potrzebny. Nie wiem, czy byłby dziś używany, gdybyśmy robili go tylko dla efektu wow. Udało się, bo od początku był nasz – zrobiony razem i z myślą o codziennej pracy. Bo jak coś robisz wspólnie z ludźmi, a nie tylko „dla nich” – to naprawdę może się udać.

CO SIĘ ZMIENIŁO?

Nowy wygląd mbridge

Pisownia marki – mniej wielkich liter, więcej spójności

Jedną z bardziej zauważalnych zmian w rebrandingu była decyzja o standaryzacji zapisu nazwy marki – od teraz wyłącznie w formie mbridge pisanej małymi literami. To zabieg celowy i strategiczny. W ten sposób dołączamy do firm, które świadomie upraszczają swoją tożsamość (jak np. notion, spotify czy zalando), by była bardziej dostępna i czytelna.

Decyzję tę ułatwiła też praktyka: poprzednie logo mbridge zawierało wykrzyknik – M!Bridge – który nie był obecny w zapisie tekstowym. Sam zapis wzbudzał konsternację: wielkie litery, różna pisownia w zależności od kanału, brak jednolitej formy. Widzieliśmy wiele błędnych wersji – od „Mbridge”, przez „M!bridge”, po „M-Bridge” – co utrudniało komunikację i budowanie rozpoznawalności marki.

Nowa zasada jest prosta: mbridge zawsze małymi literami – zarówno w tekstach, grafikach, mailach, jak i w interfejsach użytkownika. 

Nowy pomarańcz – mocniejszy akcent

Kolorystyka mbridge również przeszła aktualizację – nie radykalną, ale bardzo precyzyjną. Największą zmianą był nowy odcień pomarańczowego – mbridge orange – który zyskał więcej nasycenia i intensywności. Jego nowa wartość #FF6900 lepiej wybrzmiewa w przestrzeniach cyfrowych i jest bardziej rozpoznawalna w materiałach marketingowych.

To nadal ten sam charakterystyczny kolor, który towarzyszył mbridge od lat – ale odświeżony i dostosowany do nowoczesnych formatów. Towarzyszą mu stonowane kolory wspierające oraz mocny wyróżnik w postaci bold violet – wszystkie starannie dobrane, aby zapewniać estetyczny balans i spójną komunikację wizualną. 

Typografia – coś znanego, coś nowego

Jedną z decyzji, która znacząco ułatwiła proces wdrożenia brandingu, było pozostawienie DM Sans jako głównego fontu. To krój pisma, z którego korzystaliśmy już wcześniej – neutralny, czytelny, dobrze znany zespołowi. Dzięki temu uniknęliśmy konieczności wdrażania całkowicie nowego systemu typograficznego i mogliśmy skupić się na konsekwentnym stosowaniu istniejących zasad: grubości, kontrastów, odstępów.

Aby dodać identyfikacji charakteru i rozpoznawalności, wprowadziliśmy nowy akcent typograficzny – Neue Machina od Pangram Pangram. To technologiczny, wyrazisty font, który świetnie sprawdza się w nagłówkach, tytułach i wyróżnikach. Używany z umiarem, w konkretnej roli, dodaje materiałom mbridge nowoczesnego, lekko industrialnego tonu – bez przerysowania i zbędnego efekciarstwa.

Ten duet – sprawdzony DM Sans i akcentowy Neue Machina – pozwolił stworzyć system, który jest funkcjonalny, elastyczny i estetyczny, a przy tym łatwy do wdrożenia w codziennej pracy zespołu.

Pisownia marki – mniej wielkich liter, więcej spójności

Jedną z bardziej zauważalnych zmian w rebrandingu była decyzja o standaryzacji zapisu nazwy marki – od teraz wyłącznie w formie mbridge pisanej małymi literami. To zabieg celowy i strategiczny. Zamiast tworzyć kolejne wersje, które różniły się niuansami wielkości liter, postawiliśmy na jednoznaczność. Małe litery w nazwie marki to nie tylko estetyka – to sygnał: spokój, otwartość, brak hierarchii i cyfrowy charakter komunikacji. W ten sposób dołączamy do firm, które świadomie upraszczają swoją tożsamość (np. notion, spotify czy zalando), by była bardziej dostępna i czytelna.


Decyzję tę ułatwiła też praktyka: poprzednie logo mbridge zawierało wykrzyknik – M!Bridge – który nie był obecny w zapisie tekstowym. Sam zapis wzbudzał konsternację: wielkie litery, różna pisownia w zależności od kanału, brak jednolitej formy. Widzieliśmy wiele błędnych wersji – od „MBridge”, przez „M!bridge”, po „M-Bridge” – co utrudniało komunikację i budowanie rozpoznawalności marki.


Nowa zasada jest prosta: mbridge zawsze małymi literami – zarówno w tekstach, grafikach, mailach, jak i w interfejsach użytkownika. Jedyny wyjątek to sytuacje formalne (np. początek zdania w raporcie), gdzie dopuszczamy zapis „Mbridge”. Rezygnujemy ze wszystkich innych wariantów – MBRIDGE, MBridge, mBridge – bo spójność to podstawa skutecznego systemu identyfikacji.

Nowy pomarańcz – mocniejszy akcent
Kolorystyka mbridge również przeszła aktualizację – nie radykalną, ale bardzo precyzyjną. Największą zmianą był nowy odcień pomarańczowego – mbridge orange – który zyskał więcej nasycenia i intensywności. Jego nowa wartość #FF6900 lepiej wybrzmiewa w przestrzeniach cyfrowych i jest bardziej rozpoznawalna w materiałach marketingowych.

To nadal ten sam charakterystyczny kolor, który towarzyszył mbridge od lat – ale odświeżony i dostosowany do nowoczesnych formatów. Towarzyszą mu stonowane kolory wspierające oraz mocny wyróżnik w postaci bold violet – wszystkie starannie dobrane, aby zapewniać estetyczny balans i spójną komunikację wizualną. 
Typografia – coś znanego, coś nowego
Jedną z decyzji, która znacząco ułatwiła proces wdrożenia brandingu, było pozostawienie DM Sans jako głównego fontu. To krój pisma, z którego korzystaliśmy już wcześniej – neutralny, czytelny, dobrze znany zespołowi. Dzięki temu uniknęliśmy konieczności wdrażania całkowicie nowego systemu typograficznego i mogliśmy skupić się na konsekwentnym stosowaniu istniejących zasad: grubości, kontrastów, odstępów.

Aby dodać identyfikacji charakteru i rozpoznawalności, wprowadziliśmy nowy akcent typograficzny – Neue Machina od Pangram Pangram. To technologiczny, wyrazisty font, który świetnie sprawdza się w nagłówkach, tytułach i wyróżnikach. Używany z umiarem, w konkretnej roli, dodaje materiałom mbridge nowoczesnego, lekko industrialnego tonu – bez przerysowania i zbędnego efekciarstwa. Ten duet – sprawdzony DM Sans i akcentowy Neue Machina – pozwolił stworzyć system, który jest funkcjonalny, elastyczny i estetyczny, a przy tym łatwy do wdrożenia w codziennej pracy zespołu.

Co dał nam ten proces?

Spójność

Zyskaliśmy jeden język wizualny i komunikacyjny – od layoutów dokumentów i slajdów, przez naszą stronę, aż po komunikację we wszystkich kanałach online.

Wygoda zespołu

Każdy dział może korzystać z gotowych wzorów – bez potrzeby pytania „jak to powinno wyglądać?” lub konieczności projektowania od zera.

Elastyczność

Nasz nowy system identyfikacji daje nam ogromne możliwości rozwoju i nie zamyka nas w sztywnych ramach.

Poczucie sprawczości

Rebranding nie został „narzucony”. Powstał z udziałem zespołu i na jego potrzeby – dlatego jest stosowany i lubiany.

Więcej niż ładny design

To nie tylko zmiana logo. To system, który wspiera rozwój organizacji – także w kontekście employer brandingu, sprzedaży i marketingu.

Podsumowanie

To był nasz pierwszy raz. Pierwszy raz, kiedy naprawdę przeszliśmy przez cały proces brandingowy – od warsztatu, przez projekt, aż po wdrożenie. Nie jako zespół dla klienta. Jako zespół dla siebie.

To było intensywne, ale bardzo potrzebne doświadczenie. Uporządkowaliśmy naszą komunikację, podejmując dobre decyzje – momentami trudne, ale zawsze z myślą o realnych potrzebach zespołu i wizji mbridge. Zobaczyliśmy, jak wiele daje zaufanie – do siebie nawzajem, do procesu, do wartości, które naprawdę czujemy.

Dziś mamy system, który działa. Branding, który nie tylko wygląda, ale odzwierciedla to, kim jesteśmy i jak pracujemy. Przed nami jeszcze sporo pracy, bo na pewno nauczyliśmy się tego, że niektóre procesy się nie kończą, a premiera… to dopiero początek.

Jak przeprowadziliśmy nasz rebranding?

  • start od wewnętrznych warsztatów w zespole Marketingu
  • 2 koncepcje brandingu oparte na wspólnych fundamentach
  • wewnętrzne dopracowanie – wizualnie, językowo i operacyjnie
  • akcept CEO bez poprawek
  • prezentacja-intro, gadżety i wewnętrzny system wdrożeniowy
  • wewnętrzna premiera, której (mamy nadzieję!) nikt nie zapomni
  • zaktualizowane dokumenty, oferty, prezentacje i materiały firmowe
  • nowy layout naszej strony oraz świeża komunikacja we wszystkich kanałach
  • zestaw narzędzi, które pomagają korzystać z brandingu w codziennej pracy

To dopiero początek. Ale bardzo dobry. Dziękujemy mbridge!

Udostępnij:

Możemy Ci pomóc w zakresie digital marketingu?

Porozmawiajmy!